Drogi Gandalfie!
Pamiętasz naszą ostatnią akcję ratunkową? Odetchnęłam z ulgą, kiedy okazało się, że Gato (ten uratowany z drzewa kocurek) może przenocować w lecznicy. Dzięki temu uniknęliśmy niepotrzebnego stresu – Twojego i innych z naszej domowej kociej ekipy. Przyjęli go od razu na pewien zabieg. Oszczędzę Ci szczegółów, choć przecież nie taki diabeł straszny, jak go malują. Zabieg zabiegiem, a pewnie i tak w domu wiedzielibyście wszyscy, co to za jeden. Musi minąć jakiś czas, aż stopniowo zapach dojrzałego kocura osłabnie i zniknie. Pewnie i tak musiałby spędzić kilka dni w dużej klatce, żebyście mogli go spokojnie poobserwować i posyczeć na siebie bezpiecznie.;)
Prawdę mówiąc, martwiłam się bardzo, bo wciąż jeszcze nie znaleźliśmy domu dla Toffi, a już znaleźliśmy kolejnego kota… Nawet nie wiesz, jak doceniam Twoją cierpliwość. Jesteś naprawdę wspaniałomyślny. Czasem zastanawiam się, kiedy uznasz, że już dość. Oby nigdy, bo pewnie jeszcze nie raz zdarzy się nam taka akcja, jak z Gato. Gorzej, że Filemon zupełnie nie liczy się ze swoją chorobą i wielkim niebezpieczeństwem, jakim jest dla niego jakakolwiek walka z innym kotem. Widzę Twój wzrok, kiedy znowu zaczepia Mamelkę. Tak, też uważam, że igra z ogniem! Wyobraź sobie, jak się ucieszyłam, kiedy nasza ulubiona Pani Doktor (ta sama, która zdejmowała Ci ostatnio kamień z zębów) powiedziała mi, że Gato ma szansę na dom. Mnie też zdjęła kamień… z serca.;) Wspaniale, naprawdę wspaniale! Już następnego dnia jego nowi ludzie byli gotowi, by go zabrać.
Mam nadzieję, że Gato (teraz już Benek) jest teraz szczęśliwy. Pierwsze relacje z nowego domu brzmiały obiecująco. W razie czego, pomogę w rozwiązywaniu kocich problemów. Trzymamy z Jarkiem kciuki by Benek już nigdy nie stracił domu. Ty też zaciśnij pazurki. Spójrz tylko, jakiego tempa nabrało ostatnio życie Benka! Od pobytu na drzewie, poprzez nocleg w lecznicy i zabieg, po szczęśliwie znaleziony nowy dom. To wszystko w trzy dni! Przypuszczam, że cieszysz się, że nie musimy do tej listy dodawać pobytu w domu pełnym kotów. Cieszę się z tobą, Gandalfie.
Czasem, wychodząc z domu aż boję się pomyśleć, że znowu spotkam lub usłyszę jakiegoś potrzebującego opieki kota. Kiedy słyszę powtarzające się w regularnych odstępach czasu, rozdzierające kocie miauczenie: miaaauuu! (cisza) miaaauuu ! (cisza) miAAAUUU! – z akcentem na „aaaauuu”, mam pewność, że kot znalazł się w krytycznej sytuacji i wzywa pomocy. Pewnie nie raz zastanawiałeś się, dlaczego tyle kotów trafia właśnie do naszego domu, burząc Twój spokój… Pomyśl tylko jak byś się czuł, gdybyś nagle znalazł się na ulicy… Pewnie przerażony, zagubiony i zdezorientowany. Gdyby do tego doszedł mróz lub bliskość ruchliwej ulicy, byłoby bardzo kiepsko. Bez pomocy mógłbyś zginąć. Dlatego nie ma wyjścia. Trzeba pomagać. Dasz wiarę, że nawet osoby lubiące koty rzadko reagują adekwatnie do ich potrzeb? Dziwne, ale tak właśnie jest, wiem to z doświadczenia. Jedna osoba pokręci głową ze współczuciem, inna zostawi trochę karmy i… na tym pomoc się kończy. Myślę, że naprawdę wielu ludzi szczerze lubi koty. Może po prostu nie wiedzą jak skutecznie im pomagać lub nie wierzą w swoje możliwości? Warto to zmienić, prawda? Dlatego napisałam tekst o tym, jak pomóc przerażonemu kotu na otwartej przestrzeni.
Pozdrawiam, ryśka