Znowu się udało! Princessa ma dom!

Princessa bawi się w nowym domu.:)

Filemonie,

Czasem podejmujemy decyzję, by wziąć na siebie odpowiedzialność za czyjeś życie. Kiedy trafia się na kogoś w niebezpieczeństwie, na początku chce się przede wszystkim szybko uchronić go przed śmiercią. Zwłaszcza, gdy chodzi o życie małego kotka. Ty dobrze wiesz, jak straszny los spotyka koty na dworze. Myśli się wtedy: koniecznie trzeba go stąd zabrać, do ciepła, do domu. I robi się to, ale to przecież tylko pierwszy krok.

To za mało, by naprawdę uratować kota. Nie chodzi przecież tylko o to, by go ogrzać, wyleczyć, napełnić brzuszek jedzeniem i dać kąt do spania na noc, albo dwie. Najczęściej trzeba dać kotu nowe życie, u siebie lub u innych ludzi. A wcześniej do tego nowego, dobrego życia odpowiednio przygotować.

Wszystko po to, by kocię odnalazło się w ludzkim świecie, a jego ludzie odnaleźli w nim przyjaciela. Potem trzeba tych ludzi (w zasadzie powinnam napisać: TYCH Ludzi) odnaleźć. To często jest najtrudniejsze zadanie ze wszystkich. Mówimy w naszym domu, że każdy kot ma swojego człowieka, ale trzeba pomóc im się odszukać. Nawet wymyśliliśmy z Jarkiem akcję „Mamy Twojego kota!” Raz idzie szybciej, innym razem wolniej. Ale nie wolno przestawać. Wyobraź sobie, że znowu nam się udało!

Wczoraj swoich Ludzi odnalazła Princessa. Zawiozłam ją do Warszawy, wiedząc, że to właśnie TEN dom… Ona, jakby wiedziała dokąd jedzie, calutką podróż grzecznie spędziła w transporterze, przytulając się do mojej dłoni.  Tuż po wypuszczeniu na miejscu, bardzo dłuuugo korzystała z kuwety (sam wiesz, jak to jest, kiedy się tyle godzin jedzie pociągiem). Potem zwiedziła wszystkie kąty i kąteczki, kilka razy obchodząc je dookoła. Kiedy już znała trochę teren, postanowiła pobawić się ze swoimi Ludźmi, przerywając sobie tylko po to, by zjeść malutkie co nieco. Kiedy zaczęła „barankować” wiedziałam: mogę ją zostawić bez obawy, że sobie nie poradzi. Aklimatyzacja w nowym miejscu zajęła jej kilka minut. Teraz trzymamy kciuki, by zaakceptował ją kot Leoś, którego dopiero pozna.

pozdrowienia – bardzo zabiegana ryśka

Ps.

Swojej szansy szukają ciągle: Admira, Flamenco, Malaga, Taurus, Amigo i Boss.

Wszystkie kotki zdały!;)

Filemonie,
Od kiedy zabrałam Cię – wbrew rozsądkowi – do domu, byłeś świadkiem ratowania kociąt. Były w moim domu tego dnia, kiedy cię przyniosłam piętnaście lat temu. Były także we wszystkich kolejnych naszych domach (jeśli dobrze liczę, przeprowadzaliśmy się już trzy razy, choć Tobie może wydawać się, że cztery, bo pewnie liczysz również przeprowadzkę wprost z cmentarnej alejki, na której Cię spotkałam). Za każdym razem inne. Malutkie i większe. Zdrowe i chore. Czasem kilka dzieciaków, innym razem… tak jak teraz… Szaleństwo!

Musisz jednak przyznać, a poznałeś dziesiątki kociąt, że ta obecna gromadka jest wyjątkowo udana. Trafiły do nas na tyle szybko, że każde z nich zostało wypieszczone, wygłaskane, przyzwyczajone do dobrego życia z ludźmi i kotami. Za to ostatnie bardzo Ci dziękuję – pomagasz mi cierpliwie od lat. Uczysz kocięta granic, jednocześnie wykazując się ogromną wyrozumiałością. Dzięki Tobie uczą się relacji z kotami innymi, niż te, wśród których się urodziły, a jednocześnie pozwalasz im korzystać ze swojej obecności tak bardzo, że nie jeden raz ktoś spoglądając na zdjęcia Twoje i kociąt zadawał mi pytanie: a ta czarna (wybacz!) to ich mama?

No więc udało nam się przyzwyczaić te maleństwa do wszystkiego, co dobre. Są gotowe, by wyruszyć w świat, do swoich nowych rodzin. A tam będzie:
– przekonanie, że najfajniej śpi się w objęciach człowieka (Malaga)
– szukanie kryjówki w nogawkach spodni człowieka, (Flamenco)
– radosne gruchanie na powitanie (Admira)
– przyjaźń jaką można sobie wymarzyć (Princessa)
– odważne stawianie czoła wszelkim wyzwaniom (Taurus)
– pewność, że człowiekowi można ufać bezgranicznie (Amigo)
– wskakiwanie w ramiona, by dotknąć kocim nosem nosa ludzkiego (Boss)

No to co, szukamy im domów? Ryśka

Świadectwo ukończenia Wyższej Szkoły Kota Domowego w Bielsku-Białej:

Trzeba pomagać…

listydokota_pl_20150312_1Drogi Gandalfie!

Pamiętasz naszą ostatnią akcję ratunkową? Odetchnęłam z ulgą, kiedy okazało się, że Gato (ten uratowany z drzewa kocurek) może przenocować w lecznicy. Dzięki temu uniknęliśmy niepotrzebnego stresu – Twojego i innych z naszej domowej kociej ekipy. Przyjęli go od razu na pewien zabieg. Oszczędzę Ci szczegółów, choć przecież nie taki diabeł straszny, jak go malują. Zabieg zabiegiem, a pewnie i tak w domu wiedzielibyście wszyscy, co to za jeden. Musi minąć jakiś czas, aż stopniowo zapach dojrzałego kocura osłabnie i zniknie. Pewnie i tak musiałby spędzić kilka dni w dużej klatce, żebyście mogli go spokojnie poobserwować i posyczeć na siebie bezpiecznie.;)

Prawdę mówiąc, martwiłam się bardzo, bo wciąż jeszcze nie znaleźliśmy domu dla Toffi, a już znaleźliśmy kolejnego kota… Nawet nie wiesz, jak doceniam Twoją cierpliwość. Jesteś naprawdę wspaniałomyślny. Czasem zastanawiam się, kiedy uznasz, że już dość. Oby nigdy, bo pewnie jeszcze nie raz zdarzy się nam taka akcja, jak z Gato. Gorzej, że Filemon zupełnie nie liczy się ze swoją chorobą i wielkim niebezpieczeństwem, jakim jest dla niego jakakolwiek walka z innym kotem. Widzę Twój wzrok, kiedy znowu zaczepia Mamelkę. Tak, też uważam, że igra z ogniem! Wyobraź sobie, jak się ucieszyłam,  kiedy nasza ulubiona Pani Doktor (ta sama, która zdejmowała Ci ostatnio kamień z zębów) powiedziała mi, że Gato ma szansę na dom. Mnie też zdjęła kamień… z serca.;) Wspaniale, naprawdę wspaniale! Już następnego dnia jego nowi ludzie byli gotowi, by go zabrać.

Mam nadzieję, że Gato (teraz już Benek) jest teraz szczęśliwy. Pierwsze relacje z nowego domu brzmiały obiecująco. W razie czego, pomogę w rozwiązywaniu kocich problemów. Trzymamy z Jarkiem kciuki by Benek już nigdy nie stracił domu. Ty też zaciśnij pazurki. Spójrz tylko, jakiego tempa nabrało ostatnio życie Benka! Od pobytu na drzewie, poprzez nocleg w lecznicy i zabieg, po  szczęśliwie znaleziony nowy dom. To wszystko w trzy dni! Przypuszczam, że cieszysz się, że nie musimy do tej listy dodawać pobytu w domu pełnym kotów. Cieszę się z tobą, Gandalfie.

Czasem, wychodząc z domu aż boję się pomyśleć, że znowu spotkam lub usłyszę jakiegoś potrzebującego opieki kota. Kiedy słyszę powtarzające się w regularnych odstępach czasu, rozdzierające kocie miauczenie: miaaauuu!  (cisza) miaaauuu ! (cisza) miAAAUUU!  – z akcentem na „aaaauuu”, mam pewność, że kot znalazł się w krytycznej sytuacji i wzywa pomocy. Pewnie nie raz zastanawiałeś się, dlaczego tyle kotów trafia właśnie do naszego domu, burząc Twój spokój…  Pomyśl tylko jak byś się czuł, gdybyś nagle znalazł się na ulicy… Pewnie przerażony, zagubiony i zdezorientowany. Gdyby do tego doszedł mróz lub bliskość ruchliwej ulicy, byłoby bardzo kiepsko. Bez pomocy mógłbyś zginąć. Dlatego nie ma wyjścia. Trzeba pomagać. Dasz wiarę, że nawet osoby lubiące koty rzadko reagują adekwatnie do ich potrzeb? Dziwne, ale tak właśnie jest, wiem to z doświadczenia. Jedna osoba pokręci głową ze współczuciem, inna zostawi trochę karmy i… na tym pomoc się kończy. Myślę, że naprawdę wielu ludzi szczerze lubi koty. Może po prostu nie wiedzą jak skutecznie im pomagać lub nie wierzą w swoje możliwości? Warto to zmienić, prawda? Dlatego napisałam tekst o tym, jak pomóc przerażonemu kotu na otwartej przestrzeni.
Pozdrawiam,  ryśka