Cukier w kotkach…

fot. Magdalena Nykiel

Drogi Filemonie,

Tobie nie muszę opowiadać, co działo się od mojego ostatniego listu. Ty wiesz. Pewnie Tobie również brakuje Gandalfa? Może nie tak, jak nam, ludziom, ale po kociemu?

Od tygodnia słyszysz, że w domu coś się zmieniło. Za drzwiami i jeszcze trochę wyżej… Pewnie domyślasz się po tupocie lekkich łapek, ilu ich jest? Dziewięcioro. Tak, naprawdę, jak za dawnych czasów wzięliśmy pod opiekę sporą gromadkę. No pewnie, że wiem, że byś ich nie zjadł i nie ma co ich chować.

To tylko krótka kwarantanna, są już odrobaczeni, po pierwszym szczepieniu i za kilka dni dołączą do Ciebie, Dzidki i Spoksa. Będziemy im szukać domu. A wcześniej trzeba ich wszystkiego nauczyć. Liczę na Twoją pomoc.

Serdeczności, ryśka

Ps.

Popatrz tylko Filecie, jak one mieszkały…:( Musieliśmy je wziąć.

fot. Fundacja KOT Koty Otoczone Troską

Trzeba pomagać…

listydokota_pl_20150312_1Drogi Gandalfie!

Pamiętasz naszą ostatnią akcję ratunkową? Odetchnęłam z ulgą, kiedy okazało się, że Gato (ten uratowany z drzewa kocurek) może przenocować w lecznicy. Dzięki temu uniknęliśmy niepotrzebnego stresu – Twojego i innych z naszej domowej kociej ekipy. Przyjęli go od razu na pewien zabieg. Oszczędzę Ci szczegółów, choć przecież nie taki diabeł straszny, jak go malują. Zabieg zabiegiem, a pewnie i tak w domu wiedzielibyście wszyscy, co to za jeden. Musi minąć jakiś czas, aż stopniowo zapach dojrzałego kocura osłabnie i zniknie. Pewnie i tak musiałby spędzić kilka dni w dużej klatce, żebyście mogli go spokojnie poobserwować i posyczeć na siebie bezpiecznie.;)

Prawdę mówiąc, martwiłam się bardzo, bo wciąż jeszcze nie znaleźliśmy domu dla Toffi, a już znaleźliśmy kolejnego kota… Nawet nie wiesz, jak doceniam Twoją cierpliwość. Jesteś naprawdę wspaniałomyślny. Czasem zastanawiam się, kiedy uznasz, że już dość. Oby nigdy, bo pewnie jeszcze nie raz zdarzy się nam taka akcja, jak z Gato. Gorzej, że Filemon zupełnie nie liczy się ze swoją chorobą i wielkim niebezpieczeństwem, jakim jest dla niego jakakolwiek walka z innym kotem. Widzę Twój wzrok, kiedy znowu zaczepia Mamelkę. Tak, też uważam, że igra z ogniem! Wyobraź sobie, jak się ucieszyłam,  kiedy nasza ulubiona Pani Doktor (ta sama, która zdejmowała Ci ostatnio kamień z zębów) powiedziała mi, że Gato ma szansę na dom. Mnie też zdjęła kamień… z serca.;) Wspaniale, naprawdę wspaniale! Już następnego dnia jego nowi ludzie byli gotowi, by go zabrać.

Mam nadzieję, że Gato (teraz już Benek) jest teraz szczęśliwy. Pierwsze relacje z nowego domu brzmiały obiecująco. W razie czego, pomogę w rozwiązywaniu kocich problemów. Trzymamy z Jarkiem kciuki by Benek już nigdy nie stracił domu. Ty też zaciśnij pazurki. Spójrz tylko, jakiego tempa nabrało ostatnio życie Benka! Od pobytu na drzewie, poprzez nocleg w lecznicy i zabieg, po  szczęśliwie znaleziony nowy dom. To wszystko w trzy dni! Przypuszczam, że cieszysz się, że nie musimy do tej listy dodawać pobytu w domu pełnym kotów. Cieszę się z tobą, Gandalfie.

Czasem, wychodząc z domu aż boję się pomyśleć, że znowu spotkam lub usłyszę jakiegoś potrzebującego opieki kota. Kiedy słyszę powtarzające się w regularnych odstępach czasu, rozdzierające kocie miauczenie: miaaauuu!  (cisza) miaaauuu ! (cisza) miAAAUUU!  – z akcentem na „aaaauuu”, mam pewność, że kot znalazł się w krytycznej sytuacji i wzywa pomocy. Pewnie nie raz zastanawiałeś się, dlaczego tyle kotów trafia właśnie do naszego domu, burząc Twój spokój…  Pomyśl tylko jak byś się czuł, gdybyś nagle znalazł się na ulicy… Pewnie przerażony, zagubiony i zdezorientowany. Gdyby do tego doszedł mróz lub bliskość ruchliwej ulicy, byłoby bardzo kiepsko. Bez pomocy mógłbyś zginąć. Dlatego nie ma wyjścia. Trzeba pomagać. Dasz wiarę, że nawet osoby lubiące koty rzadko reagują adekwatnie do ich potrzeb? Dziwne, ale tak właśnie jest, wiem to z doświadczenia. Jedna osoba pokręci głową ze współczuciem, inna zostawi trochę karmy i… na tym pomoc się kończy. Myślę, że naprawdę wielu ludzi szczerze lubi koty. Może po prostu nie wiedzą jak skutecznie im pomagać lub nie wierzą w swoje możliwości? Warto to zmienić, prawda? Dlatego napisałam tekst o tym, jak pomóc przerażonemu kotu na otwartej przestrzeni.
Pozdrawiam,  ryśka

Kot, który musi być pierwszy:)

Gandalfie!

Napisałam ostatnio do Ciebie (i innych Kotów) list. Przeczytało go wielu ludzi, którzy tak jak ja, kochają koty. Zdałam sobie wtedy sprawę, że postąpiłam wobec Ciebie niegrzecznie – zapomniałam Cię przedstawić. A przecież nie jesteś jakimś tam kotem, jakimkolwiek. Jesteś Gandalfem. Pamiętam dzień w którym się  poznaliśmy. Byłeś już dorosły. Doceniłeś to, że poświęciłam Ci chwilę uwagi. Wydaje mi się, że przełomem w naszych relacjach był moment, kiedy poczęstowałam Cię jogurtem, prosto z łyżeczki. W sumie nikomu nie powinniśmy się do tego przyznawać, bo wiesz, bakterie i niezbyt higienicznie… Niech to pozostanie między nami.;)

Niedawno obchodziłeś trzynaste urodziny. Nie napiszę, że jesteś kocim seniorem, bo poczułbyś się urażony. W końcu zawsze dbasz o to, by wyglądać na silnego, mocnego kocura. Zwłaszcza wtedy, kiedy obok ciebie jest Filemon. Dziękuję Ci za cierpliwość wobec nas  (w końcu to my przynieśliśmy całe to kocie towarzystwo) i za cierpliwość wobec innych kotów, zwłaszcza rozbrykanych kociąt i pretendujących do roli „najsilniejszy kot świata” podrostków. Byłabym nieuczciwa, gdybym nie podziękowała Ci również za cierpliwość wobec ludzkich dzieci. Jagodę uczyłeś rysować kredkami, a teraz codziennie wieczorem przychodzisz do łóżeczek jej i Maciusia, by pozwolić im się pogłaskać na dobranoc. Widzę wtedy szczęście i dumę w ich oczach. I nic tak nie raduje Bartosza, jak Twoje defilady przed jego noskiem. Na głaskanie przyjdzie jeszcze czas, na razie szkoda sierści.;)

Pomyślałam dzisiaj, że napiszę o Tobie, żeby wszyscy mogli dowiedzieć się, jakim wspaniałym jesteś kotem. Napiszę też o pozostałych GaGoFiTooŚnych kotach. Nie martw się, o Tobie najpierw. Lubisz być pierwszy, pamiętam o tym. Nawet „selfie” robiłeś zanim to było modne…

Pozdrawiam, ryśka

Gandalf Selfie

Miauczenie w ciemnościach

Drogi Gandalfie,

Wybacz, kolacja będzie dzisiaj trochę później. Za chwilę wracamy do domu. Wiem, że kiedy tylko obwąchasz moją torebkę, kurtkę, buty, będziesz wiedział, co nas zatrzymało. Tak, masz prawo być zły. On jest słusznej postury, dwuletni. Niewykastrowany. To właśnie dlatego od razu po jego złapaniu, pojechaliśmy do lecznicy. Wiemy, że to było by trochę za dużo dla ciebie i innych. Tak, wiem, że mówiliśmy, że idziemy tylko obejrzeć trzecią część Hobbita. Naprawdę nie planowaliśmy go znaleźć. Postaramy się być przed 21. Obiecuję dodatkową porcję suchej karmy. Do zobaczenia! ryśka

Wczoraj długo parkowaliśmy – lodowa ślizgawka pod domem skutecznie to utrudniała. Spieszyliśmy się bardzo. Już mieliśmy wejść do klatki schodowej, kiedy usłyszałam COŚ. Bardzo ciche coś. Na tyle ciche, że potrzebowałam chwili, by upewnić się, że to powtarzające się COŚ może być miauczeniem kota. Moje niepewne „chyba słyszę kota”, a po chwili: „wydaje mi się, że w tamtym kierunku” i już obydwoje, nasłuchując, kierowaliśmy się w innym kierunku niż dom. Już po chwili nie mieliśmy żadnych wątpliwości, ze słyszymy miauczenie przerażonego kota. Było coraz głośniejsze i dochodziło z sąsiedniego parkingu. Na jednym z drzew, nad samochodami, siedział kot.

Przerażony kot.

Był na tyle nisko, że kiedy dodałam mu otuchy tonem swojego głosu, zdecydował się zejść. Zupełnie zdezorientowany, nie chciał do nas podejść, biegał to w jedną, to w drugą stronę i było widać, że nie wie, co ze sobą począć.

Najpierw postaraliśmy się o upewnienie go, że nie zagrażamy mu i nie próbujemy go ścigać. Dzięki życzliwej osobie po chwili dysponowaliśmy spodkiem… mleka prosto z lodówki. Kot łypnął okiem i zdecydował się podejść. Bardzo chciało mu się pić. W tym czasie Jarek pobiegł do domu, by zorganizować transporter do którego moglibyśmy złapać kota i konkretniejsze jedzenie, które miało nam posłużyć do przekupienia kota.

Klęczałam na śniegu, obok miseczki z mlekiem i już po chwili przekonałam nasze znalezisko, że może pozwolić mi się dotknąć. Poczuł ciepło mojej dłoni i już po chwili przywarł do mnie, zostawiając błotne ślady na moich spodniach. Cały drżał ze strachu i zimna. Szybkie spojrzenie pod ogon i już wiedziałam, że to dorodny kocur. Po chwili, kiedy już dysponowaliśmy transporterem, udało mi się go wsadzić do niego bez większych problemów (spodziewałam się, że może nie być łatwo, bo kot cały czas był dość mocno pobudzony i gotowy do ucieczki).

20150218_01

Szybka decyzja – od razu jedziemy do lecznicy. Na dyżurze była nasza ulubiona lekarka, szybko trafiliśmy do gabinetu. Kocur został ochrzczony i otrzymał robocze imię Gato. Ma około dwóch lat, jest duży, wygląda, poza drobnymi zadrapaniami, zdrowo. Został na noc w lecznicy. Na dzisiaj planowany jest jego zabieg kastracji.

Ps. Zaraz napiszę o tym, jak rozpoznać kota, który potrzebuje naszej pomocy i jak złapać obcego kota na otwartym terenie, w sytuacji, której nie planowaliśmy.

Z okazji Dnia Kota (zamiast życzeń)

kociątko śpi w dłoniach

fot. (C) Jarosław Nykiel

Drogie Koty! Znamy się od lat, a nigdy dotąd nie dziękowałam wam inaczej, niż na ucho. Założyłam, że tak lubicie najbardziej. Dzisiaj rano wstałam z myślą, że po kilkunastu latach spędzonych na jednej poduszce powinnam napisać o tym, co nas łączy.

Od początku założyłam, że to ja będę dla was, nie wy dla mnie. Nie doceniłam was! Kiedy ja stałam się dla was, wy dałyście mi więcej, niż kiedykolwiek mogłam przypuszczać.

Pokazałyście mi jak patrzeć na świat z innej perspektywy. Potrafię znaleźć wasze ślady na śniegu i pójść za nimi. Dzięki wam potrafię po prostu być i cierpliwie czekać. Na właściwy moment, na wasze przybycie, na to, by zobaczyć, choć pozornie nic nie widać. Mój wzrok zawsze błądzi na wysokości piwnicznych okienek. Odsłoniłyście się przede mną, udało mi się was zobaczyć takimi, jakimi jesteście. Bez naukowych wywodów, bez potwierdzeń autorytetów. Tylko my, gdzieś skuleni na parkingu, między samochodami.

Sprawiłyście, że nawet w czasie snu odnajdzie mnie miauczenie opuszczonego kociaka za oknem. Rozpoznam ten dźwięk zawsze, wśród wielu innych.

koty w domu tymczasowym

fot. (C) Jarosław Nykiel

Nauczyłyście mnie konsekwentnego dążenia do celu. Kiedy gra idzie o życie myśli się jasno, działa się szybko i precyzyjnie. Odwaga jest po naszej stronie. Dziękuję, że w każdej ekstremalnej sytuacji decydowałyście się na mnie poczekać, dając mi możliwość  wymyślenia rozwiązania. Okazywałyście zaufanie, dawałyście szansę. To była wasza i moja szansa. Takie sytuacje zawsze uczyły mnie o was najwięcej.

Udawało nam się czasem tylko dlatego, że nie wiedziałam, że nie ma prawa się udać, a was takie odgórne ograniczenia niewiele obchodziły. Kiedy zaczęła się nasza przyjaźń, nie było jeszcze wielu książek o kotach, nie miałam jeszcze komputera, a życzeń z okazji Dnia Kota nie składało się na Facebooku. Ha! W ogóle nikt w Polsce nie obchodził wtedy jeszcze waszego święta. Dzięki temu mogliśmy spędzać czas niezafałszowany cudzą oceną. To było trudne, bo do wszystkiego musieliśmy dojść sami. W każdej sytuacji trzeba było znaleźć sposób i metodę.

20150217_03

fot. (C) Jarosław Nykiel

Pamiętam o was. To, że były was setki, że czasem minęliśmy się tylko na jednej z waszych ścieżek, nie zmienia tego. Wasze imiona, zdjęcia, historie są we mnie. Zapuściłyście we mnie korzenie, których nie wyrwał ani czas, ani odległość, która nas dzieli. Jechałyście, moje Koty, w najdalsze zakątki Polski, a nawet dalej – tam, gdzie ja nigdy nie byłam. Jechałyście pociągami, samochodami, nawet tirami i stopem, by w końcu znaleźć swoje miejsce. Odważnie, ufając, że moje decyzje są w najlepszej wierze. Zaufałyście mi. Zawsze jesteście gotowe zaufać po raz kolejny i kolejny. Czasem tylko trzeba to wydobyć. Tej ufności do świata także mnie nauczyłyście.

Poznałam dzięki wam niezliczoną ilość dobrych ludzi, którzy wzbogacili moje życie i pokazali, że w zmienianiu świata na lepsze nigdy nie jest się osamotnionym. Część z nich stała się moimi przyjaciółmi. Jeden z nich – moim mężem.
Kimś, kto najpierw podzielił ze mną pasję, a potem życie. Zawdzięczam wam miłość mojego życia. Pomagałyście mi ją znaleźć – troje z was na ochotnika zgłosiło się do rozpoznania terenu. Udało wam się. Jestem szczęśliwa. Zawdzięczam wam kogoś, kto rozumie mnie czasem bardziej, niż ja sama.  Kogoś, kto idzie po bułki, a wraca z kotem pod pachą. Kogoś, kto zawsze wiedział, że czasem by być w zgodzie z sobą, muszę zrobić coś wbrew naszej wygodzie i pomimo braku możliwości.

Teraz uczycie moje dzieci – delikatności, umiejętności pochylenia się nad kimś, kto jest słabszy. Uczycie reguł przyjaźni, poszanowania waszej odrębności. Jesteście pierwszymi nauczycielami prawa życia i umierania.

Życzę wam Koty, żebyście były widoczne dla ludzi takimi, jakie jesteście. Piękne, delikatne, warte uwagi. Jesteście obecnie lubiane i bardzo obecne w ludzkim życiu. Życzę wam więc, żebyście były wartością samą w sobie, żeby wasze potrzeby były znane, żeby znajdowały zrozumienie. Żeby to, co dajecie ludziom, żyjąc z nimi i obok nich, było w równowadze wobec tego, co jest wam dawane. Żebyście znajdowały przyjaciół, którzy użyczą wam głosu wszędzie tam, gdzie trzeba o was mówić.

ryśka